wtorek, 16 października 2018

Z historii Straży Pożarnej w Rajbrocie - obszerniej




Częste klęski pożarów stanowiły zmorę nie tylko mieszkańców wsi i miasteczek ale stały się i zmartwieniem samej władzy państwowej i samorządowej, która wszelkimi sposobami starała się poprzez stosowne zarządzenia zapobiegać im, a nie tylko wspierać doraźnie ich ofiary i usuwać skutki. Materiały używane w budownictwie sprzyjały pożarom. Praktycznie do końca XVIII wieku głównym materiałem stosowanym w budownictwie mieszkaniowym, sakralnym, czy obronnym było drewno. Z niego budowano domy w miastach, kościoły, dworki i chaty na wsi. Dopiero w wieku XIX zaczęła drewno wypierać cegła i kamień, ale głównie w miastach i miasteczkach, natomiast wieś dalej pozostała drewniana. Ten materiał był bowiem najtańszy i najłatwiej dostępny, a jednocześnie, niestety, najbardziej podatny na niszczycielską moc ognia. Poza stanem zabudowy i materiałem z jakiego wznoszono domy, czynnikami wpływającymi na ilość pożarów i czynione przez nie szkody było nieprzestrzeganie przepisów budowlanych oraz o bezpieczeństwie pożarowym, podpalenia umyślne i nieumyślne, wyładowania atmosferyczne itp. Dodatkowo sytuację na wsi pogarszała mentalność ludności chłopskiej, jej sposób życia i bycia, a także zakorzenione zwyczaje czy też najzwyklejsze zabobony.
Koniecznym było więc dokonanie zmian zapewniających bezpieczeństwo obywateli i ich dobytku. Pierwszym dokumentem państwowym, który nakładał na obywateli państwa obowiązki w zakresie bezpieczeństwa przeciwpożarowego, była ustawa o policji ogniowej dla gmin wiejskich ogłoszona patentem cesarskim z dnia 28 lipca 1786 r. i powtórnie rozporządzeniem gubernialnym z dnia 4 grudnia 1824 r. Patent został ponowiony także w ustawie gminnej z 1866 r. Ustawa ta zawierała przepisy dotyczące sposobu budowania domów, stodół, suszarni lnu, sadzenia drzew w pobliżu domów, stawiania kominów i pieców w domach, podłóg w izbach kuchennych, a nade wszystko określała przepisy policyjno-ogniowe. Zobowiązywała ona obywateli do zapobiegania pożarom i czuwania nad tym, by one nie powstawały. Bardzo dużo uwagi poświęcono właściwemu obchodzeniu się z ogniem, wychodząc słusznie z założenia, że nieprzestrzeganie ostrożności prowadzi często do wzniecania pożaru. Surowo zabraniano, powszechnego wówczas, tzw. wypalania kuchni, instruując jednocześnie, jak należy je budować, a także jak czyścić kominy. Na władze gminne nałożono obowiązek, aby sprawie tej poświęcały baczną uwagę, doglądając także kominiarzy, by uczciwie wypełniali swe obowiązki.
Celem przestrzegania ustawy trzy razy w roku naczelnik gminy w asyście radnych i kominiarza, jeżeli taki znajdował się na danym terenie, miał przeprowadzić kontrole domów pod kątem zabezpieczenia ich od ognia. W trakcie kontroli należało sprawdzić piece i kominy, a zauważone usterki miału być natychmiast usunięte.
W przypadku wybuchu pożaru ustawa przywiązywała dużą wagę do jego szybkiego dostrzeżenia i wszczęcia alarmu. W gminach, które utrzymywały stróżów nocnych obowiązek wykrywania pożarów spoczywał właśnie na nich, natomiast w gminach mniejszych postanowiono, aby służbę stróża nocnego pełnili w kolejności wszyscy gospodarze i komornicy. W przypadku zauważenia pożaru zobowiązani oni byli do wszczęcia alarmu za pomocą bicia w dzwony, trąbienia lub budzenia mieszkańców za pomocą uderzania w drzwi lub okna. Musieli również zawiadomić zwierzchność o zauważonym pożarze, a ta w miarę rozwoju zagrożenia powinna zwrócić się o pomoc do sąsiednich wsi. W przypadku złego wywiązywania się z obowiązków przez stróżujących ustawa nakazywała stosować wobec nich surowe kary. Podobnym karom mieli podlegać ci gospodarze, którzy dostrzegli pożar w swoim gospodarstwie, a nie wszczęli alarmu.
Do przewożenia wody i narzędzi potrzebnych do gaszenia pożarów, właściciele koni zobowiązani byli do natychmiastowego stawiania się do akcji ratunkowej wraz ze swym sprzężajem.
Ustawa nakazywała, aby przełożeni gminy wyznaczyli konkretne osoby do konkretnych zadań, jakie przy pożarze muszą być wykonane „i to wyznaczenie gospodarzom co rok podczas zebrania gromady powtarzane i ogłaszane być powinno”.
W przypadku zauważenia ognia najszybciej na miejsce pożaru powinien przybyć naczelnik gminy wraz z radnymi i powinien objąć kierownictwo akcją ratunkową. Wszyscy biorący udział musieli im być bezwzględnie posłuszni. Do akcji włączyć się mieli mieszkający na terenie danej wsi lub gminy rzemieślnicy lub ich służący, a także gospodarze i ich czeladź oraz służba dworska z potrzebnymi do gaszenia narzędziami.
Z chwilą ugaszeniu pożaru nakazano, aby kilka osób pozostało jeszcze jakiś czas na miejscu pogorzeliska, aby uniknąć ponownego wzniecenia się ognia. Po całkowitym zakończeniu akcji naczelnik gminy zobowiązany był przesłać raport o tych wydarzeniach do Wydziału Powiatowego, który zarządzał dochodzenie celem ustalenia przyczyn pożaru i ukarania winnych. Ustawa z 1786 r. obowiązywała w Galicji przez 105 lat.

Upływ czasu i zebrane doświadczenia sprawiły, iż dnia 5. marca 1897 r. ukazało się nowe rozporządzenie Wydziału Krajowego, na mocy którego wprowadzono obowiązkowe straże pożarne w gminach wiejskich. Zgodnie z nim do obowiązkowej obrony przeciwpożarowej zobowiązany był każdy mieszkaniec gminy wiejskiej w wieku od18 do 42 lat, z wyjątkiem wojskowych w służbie czynnej, duchownych wszystkich wyznań i kalek. Każdy mężczyzna, będący w obronie ogniowej, musiał odbyć obowiązkowe ćwiczenia w zakresie pożarnictwa. Ćwiczenia takie miały się odbywać pięć razy w roku. Każdy właściciel koni, na żądanie naczelnika gminy lub kierującego akcją gaśniczą, zobowiązany był dostarczać do pożaru parę koni z uprzężą i wozem do przewożenia wody. Kto uchylał się od obowiązku lub nie wykonywał poleceń przełożonego w czasie pożaru podlegał surowej karze, orzekanej przez zwierzchność gminną. Od tego obowiązku można było uzyskać zwolnienie u naczelnika gminy. Czuwanie nad właściwym wykonywaniem obowiązków obrony pożarowej należało do zwierzchności gminnej, która w tym zakresie podlegała Wydziałowi Rady Powiatowej, sprawującemu kontrolę w powiecie przez swych delegatów. Naczelnicy gminy mogli zwracać się do Krajowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych o pomoc instruktorską w zakresie przeszkolenia członków obowiązkowej obrony pożarowej w zakresie pożarnictwa.

Ochotnicze straże pożarne w Galicji działały na podstawie ustawy o stowarzyszeniach z dnia 15 listopada 1867 r. Mówiła ona o obowiązku przedkładania do zatwierdzenia c.k. namiestnictwu statutu organizacji. Ponadto zarząd każdej straży oraz sprawozdanie z jej działalności musiało być zatwierdzone przez c.k. starostwo. Dopóki statut nie został zatwierdzony, straż nie mogła rozpocząć działalności.
Pierwsze organizacje strażackie posiadały bardzo zróżnicowane statuty. Dopiero gdy w 1883 r. działający już Krajowy Związek OSP, wydał statut wzorcowy, większość powstających a także i działających straży zaczęły go stosować jako wzór do własnych regulaminów. W myśl tego statutu podstawowym zadaniem OSP było niesienie społeczeństwu zorganizowanej pomocy w razie zagrożenia życia lub mienia przez pożar lub inne klęski żywiołowe. W celu walki z żywiołami każde towarzystwo ogniowe utrzymywało korpus OSP.
OSP składała się z członków czynnych, wspierających i honorowych. Członkiem czynnym mógł zostać każdy mężczyzna, po złożeniu określonego statutem przyrzeczenia, który ukończył 18 rok życia, był zdrowy fizycznie, znał regulamin i statut towarzystwa oraz prowadził nieposzlakowany tryb życia. Członkowie OSP pełnili swoje obowiązki bezinteresownie, a wszelkie wynagrodzenie za ich usługi publiczne wpływały do kasy towarzystwa. Fundusze OSP składały się z: wpisowego, składek członkowskich, zapisów, dotacji władz i towarzystwa, wpływów z imprez kulturalnych takich jak: przedstawienia, zabawy taneczne, loterie itp.
Działalnością towarzystwa kierowało walne zgromadzenie członków oraz wybierany przez nie Wydział Towarzystwa. W jego skład wchodzili: prezes, naczelnik korpusu, zastępca naczelnika i kilku członków. Naczelnik i jego zastępca musieli być zatwierdzeni przez Radę Gminy. Kadencja Wydziału Towarzystwa trwała rok. Naczelnik straży i jego zastępca byli kierownikami straży, dbali o wyszkolenie bojowe członków, ustanawiali porządek służbowy, dowodzili korpusem OSP podczas akcji ratowniczych, utrzymywali pogotowie ogniowe, zabiegali o wyposażenie sprzętowe straży itp.

Rajbrot z początków XX wieku stawał się prężną miejscowością, w której przedsięwzięto kilka inicjatyw, mających na celu działanie dla rozwoju i dobra mieszkańców. Do Rajbrotu przybył nowy, pełen energii, proboszcz ks. Józef Padykuła, który "podniósł lud moralnie i materjalnie. Aby ograniczyć wychodźstwo przez większy dobrobyt rozwija się działalność Kasy Raiffeisena, zakłada się Spółkę Rolniczą, Suszarnie parową, mleczarnię która najwyższy dochód ludności przynosi." Ks. Padykuła rozpoczął też składki na nową świątynię. Był również inicjatorem budowy nowego budynku szkoły i spółki magazynowej. Dzięki niemu powstały w Rajbrocie pierwsze nieżydowskie sklepy. Potrafił porwać do wspólnej pracy.
Rok 1911 w Rajbrocie ukazał wielkie zmiany– gmina wiejska zbudowała właśnie i oddała do użytku nowy, okazały budynek szkolny, Spółka Mleczarska przynosiła duże dochody. oraz została powołana do działania Ochotnicza Straż Pożarna. Miała ona powstać z inicjatywy wymienionych w kronice tej organizacji Franciszka Maciejowskiego, Andrzeja Trustka, Wojciecha Fitrzyka , Józefa Drąga oraz miejscowej nauczycielki Antoniny Nazimkównej, (Prorokowej).W składzie OSP znalazło się 15 druhów – strażaków, a pierwszym Naczelnikiem Straży został były wojskowy Mikołaj Jeśko, który piastował to stanowisko do 1919 roku. Prezesem Straży zostaje wspomniana już nauczycielka Antonina Nazimkówna (Prorokowa).Mieszkańcy, mając na uwadze często występujące pożary, które były przyczyną wielu nieszczęść i tragedii, jak również zagrożeniem życia, podjęli uchwałę o powołaniu tegoż stowarzyszenia.
Straż przyjęła w swoim programie działania niesienie ratunku w przypadku pożaru, ochronę mienia, a często i życia mieszkańców wsi. Rajbrot oraz sąsiednich miejscowości. Brakowało wiele - funduszy, sprzętu, pomieszczenia, brakowało też, ważnego w tym wypadku, doświadczenia.
Oddzielny problem stanowiło niedostateczne zaopatrzenie w wodę. Straż pożarna podczas gaszenia pożarów czerpała wodę ze studni, rzek, stawów, jezior, kanałów a nawet kałuż. Ochotnicy dysponowali konnymi beczkowozami, ale ich pojemność w stosunku do wielkości pożaru była niewystarczająca.
Środki na działalność straży pozyskiwano ze składek członkowskich, zbiórek i organizowanych imprez. Do poważniejszych zakupów dokładali swoje środki materialne również mieszkańcy wsi - np. pan Jan Bodurka podjął w Kasie Stefczyka pożyczkę na 2tys. Koron. Pozwoliło to w 1912r. zakupić pompę ręczną, sikawkę do zaprzęgu konnego oraz 10 metrów węża tłoczonego. Strażacy nie mieli umundurowania, zwrócili się więc o pomoc finansowa do rajbrockiej Polonii w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie(znalazł się tam m.in. pierwszy Naczelnik Mikołaj Jeśko) . Otrzymane stamtąd środki pozwoliły na zakup mundurów bojowych oraz instrumentów dętych dla działającej już wówczas strażackiej orkiestry. W 1924roku powstał także w wyniku zbiórki i ofiarowania drzewa drewniany budynek remizy gdzie przechowywano sprzęt pożarniczy. Strażacy czynnie współuczestniczyli w życiu kulturalno – oświatowym wsi, przygotowując pod reżyserią Antoniny Prorokowej przedstawienia o tematyce przeciwpożarowej a także inne związane z folklorem regionalnym.
Został także założony zespół Orkiestry Dętej prowadzony przez kapelmistrza Jana Fitrzyka
Za oficjalną datę powstania orkiestry przyjmuje się rok 1927, mimo że istniała już wcześniej. Kolejnymi Kapelmistrzami byli Józef Fitrzyk, Andrzej Kaczmarczyk, Jan Fitrzyk, Jan Skirło. Obecnie orkiestrę prowadzą Józef Łyszczarz oraz Marian Radzięta. Muzycy uswietniali (i nadal uswietniają) uroczystości kościelne, państwowe, strażackie i kulturalne na terenie nie tylko Rajbrotu czy Gminy ale również i gmin ościennych.
W 1927 roku Komendantem Straży został wybrany Józef Drąg(jeden z założycieli) który pełnił swą funkcję do 1939 roku. Po nim Komendantem w okresie II wojny światowej został ówczesny kronikarz i sekretarz Straży pan Andrzej Szymczakiewicz.
Lata funkcjonowania straży zapisane są w kronikach licznymi pożarami. Jeden z nich bardziej pamiętny ze względu na tragizm miał miejsce w roku 1933 w domu żydowskich mieszkańców Rajbrotu – rodziny Lewkowiczów. W trakcie akcji gaśniczej jeden z biorących w niej udział strażaków doznaje obrażeń, które stają się przyczyną jego śmierci. Pozostawia osierocona trójkę dzieci i żonę wdowę w ciężkiej sytuacji materialnej.
W czasie II wojny światowej władze okupacyjne zachowały OSP z ich strukturą podporządkowaną władzom niemieckim. Z nakazu wojsk okupacyjnych była odpowiedzialna za bezpieczeństwo na terenie miejscowości, miała też służyć pomocą dla policji. Siedziba jak i jednocześnie wartownią była piwnica w budynku szkolnym, gdzie pełniono dyżury, a miejscem do wypoczynku posterunków była prycza z desek. W 1944 roku po ataku na oddział niemiecki stacjonujący w szkole wśród zakładników pojmanych przez Niemców znaleźli się również i członkowie OSP – ówczesny Naczelnik Straży Józef Drąg, Marcin Broniak, Szymon Bodurka, Franciszek Maciejowski, Golemiec Andrzej oraz Szymczakiewicz Andrzej. Na szczęście po długich mediacjach udało się uniknąć pacyfikacji miejscowości, a mieszkańcy zostali uwolnieni.
Po wyzwoleniu Straż kontynuowała swa działalność,znacznie wzrosła jej aktywność. OSP, jako pierwsza, rozpoczęła swoją ożywioną działalność. Organizowano systematycznie zebrania, na których zajmowano się nie tylko problematyką przeciwpożarową, ale także krzewieniem kultury w środowisku lokalnym. Został zainstalowany telefon o połączeniu całodobowym mający służyć mieszkańcom wsi.
W 1952 roku Komenda Powiatowa Straży Pożarnej w Bochni przekazała motopompę „M – 200”, a w roku 1956 motopompę „S – 25”. W roku 1959, ze zbiórki społeczeństwa lokalnego i dotacji Zarządu Miejskiego, zakupiono samochód marki „Dodge”, który wykorzystywany był do akcji bojowych . Od 1964 r. z inicjatywy p. Jana Skirły, p. Jana Fitrzyka i p. Stanisława Rogoża rozpoczęto starania o wybudowanie nowej strażnicy. W sierpniu 1970 roku rozpoczęto prace budowlane na prywatnej parceli Feliksa Radzięty.
Od 1971 roku działa młodzieżowa drużyna OSP, której członkowie brali udział w konkursach krajowych pod hasłem „Nasza Wieś bez pożaru”.zdobywając m.in. I miejsce w województwie oraz inne nagrody.
W 1976 roku w miejscu zaplanowanej strażnicy powstał duży , okazały budynek. Znalazła tam miejsce obszerna remiza mieszcząca sprzęt strażacki oraz pomieszczenia służące wszystkim mieszkańcom miejscowości. Dom strażaka wybudowano w czynie społecznym i uzyskanych środków finansowych z Powiatowej Komendy Straży Pożarnej w Bochni i Kółka Rolniczego w Rajbrocie. Osiągnięć tych nie byłoby bez udziału mieszkańców i tu należy wymienić: R. Paszkowskiego. W. Marca, Cz. Maciejowskiego, T. Radzięty, M. Drąga, M. Grzegorzek, S. Skirły, S. Łyszczarza, T. Szuby, J. Malika, J. Goca, S. Kuźmy, M. Babraja.
W tym samym roku OSP otrzymała samochód pożarniczy Żuk. Drużyna Strażaków liczyła 24 czynnych członków. Na stanie posiadała 2 motopompy M-800,węże tłoczne w-52 i W-75 po 100m.b. każdego.
W 1978 roku z własnych funduszy zakupiono sztandar, który został poświęcony na uroczystej mszy przez ks. Kanonika Ludwika Musiała.
Druhowie, pracując w czynie społecznym, pomagali przy budowie przedszkola oraz Wiejskiego Domu Ludowego. W 1994 roku został zakupiony samochód pożarniczy „Star 66” beczka, w 1997 r. p. Wiesława Woda, prezes ZWOSP, uroczyście przekazał motopompę – „NIGABA – INB”, a w 1998 r. zakupiono Żuka. W latach 1997, 1998, 2001 członkowie OSP wzięli czynny udział w ratowaniu mienia mieszkańców zagrożonego przez powodzie i podtopienia. W roku 2000 OSP przeniosła swoja siedzibę do nowowybudowanego Domu Ludowego w Rajbrocie, w którym otrzymali dwa obszerne garaże dla swojego sprzętu.
W 2001 roku OSP obchodziła 90 – lecie swojego istnienia. Jubileusz uczczono mszą św. ku czci św. Floriana i skromną uroczystością kulturalno – rozrywkową.
W 2006 roku sprowadzono z Niemiec, z miejscowości Fritzlar Samochód pożarniczy marki Mercedes. Uroczyste poświęcenie wozu bojowego nastąpiło podczas uroczystości 95-lecia Straży Pożarnej. W roku 2007 otrzymali kolejny samochód pożarniczy marki Ford. W 2009 zakupiono motopompę M-16. W 2010 roku do organizacji należało 45 czynnych członków, 13 honorowych oraz 12 młodych druhów drużyny młodzieżowej, którzy stanowią w pewnym sensie przyszłe kadrowe zaplecze jednostki.
Młodzieżowa drużyna pożarnicza jest integralną część składową danej jednostki OSP. Osoby działające w takiej drużynie poznają zasady funkcjonowania ochrony przeciwpożarowej w Polsce, zapoznają się ze sprzętem będącym na wyposażeniu danej OSP, uczą się zachowania w sytuacjach niecodziennych, od najmłodszych lat wyrabiają w sobie poczucie odpowiedzialności, uczą się opanowania, dyscypliny, a także podnoszą swoją sprawność fizyczną poprzez udział w zawodach sportowo-pożarniczych.
Należałoby tutaj wymienić również wiele akcji ratunkowych prowadzonych przez OSP w Rajbrocie – wezwania do pożarów domów, budynków gospodarczych , pól, łąk i lasów, udziałów w akcjach powodziowych pamiętnych lat 1997 i 1998 czy poszukiwania zaginionych.

Podczas tych stu lat funkcjonowania rajbrockiej straży wypracowano wiele pięknych, nadal funkcjonujących tradycji strażackich:
- każdy zmarły strażak z honorami odprowadzany jest na miejsce wiecznego spoczynku,
- coroczna uroczysta Msza św. w intencji Straży w dzień świętego Floriana
- coroczna honorowa warta przy Grobie Pańskim w Wielki Piątek i Sobotę
- uświetnianie procesji Bożego Ciała oraz innych uroczystości.
- granie pieśni maryjych przez orkiestrę w miesiącu maju
- uswietnianie przez orkiestrę uroczystości parafialnych i gminnych



Fragmenty publikacji opracowanej na stulecie straży

Na podstawie: J. R. Szaflik: Dzieje Ochotniczych Straży Pożarnych. Warszawa 1985.
Kronika OSP w Rajbrocie

poniedziałek, 15 października 2018

Jeszcze o Wieniawie

Jedna z przyczynek niechęci Sikorskiego do Wieniawy miała swoje żródło w Rajbrocie. Przy okazji kwaterowania w Rajbrocie "malowniczej wsi podgórskiej, słynącej ze śliwowicy i pięknych dziewcząt", Wieniawa napisał kolejna już w swej wojskowej karierze śpiewkę. Powodem powstania jej był fakt, że za kwatery ułanów płacił Naczelny Komitet Narodowy. Długoszowski napisał trawestację starej piosenki „Huzar i młynarka” nadając jej nowy tytuł „NKN zapłaci”. Piosenka od razu spodobała się współtowarzyszom boju - żołnierzom. Tylko pułkownikowi Władysławowi Sikorskiemu – szefowi Departamentu Wojskowego NKN – nie przypadła do gustu. Nie był to ostatni raz, kiedy utwór Wieniawy stał się kością niezgody miedzy nim a Sikorskim. Ta niechęć jeszcze odbije się w życiorysie Wieniawy wielokrotnie, nawet w czasach 2 wojny światowej

NKN zapłaci

Raz w ciemna noc do pewnej wsi
Szedł strzelec po kwaterze
I do młynarki stuka drzwi
I wnet je szturmem bierze

„Młynarko wpuść, do diabłów stu!
Nie będę stał na zimnie!
Młynarko wpuść, nic złego tu
Nie stanie ci się przy mnie.

Że strzelec biedny to nie wstyd,
Wszak wojna nie bogaci,
Ja za kwaterę dam ci kwit,
A NKN zapłaci”

Rozkwaterował się nasz zuch,
Wypoczął należycie,
Jadł co miał sił i pił za dwóch
Bo był przy apetycie.

Lecz, że tez miał niezgorszy gust,
Choć był już po wieczerzy,
Nie szczędzi mu młynarka ust,
Boć deser się należy.

Że strzelec biedny to nie wstyd,
Wszak wojna nie bogaci,
Za każdy całus dam ci kwit,
A NKN zapłaci.

Po roku do tej samej wsi
Wracali znów żołnierze,
Przechodził strzelec obok drzwi,
Gdzie był tu na kwaterze.

I wybiegł ze wsi kto był żyw,
Wybiegła tez młynarka,
Na ręku zaś, ach co za dziw,
Małego ma kanarka.

Że strzelec biedny to nie wstyd,
Wszak wojna nie bogaci,
Kiedy już masz ten żywy kwit
To NKN zapłaci.

RAJBROT 1914

Rajbrot w 1914 roku to przeciętna galicyjska miejscowość, niewiele różniąca się od innych. Po XIX wiecznych klęskach powodzi i głodu sytuacja zaczyna się sie poprawiać dzięki kreatywności Rajbroczan. Mieszkańcy zyskują regionalną opinię zaradnych i przedsiębiorczych. Jak podaje Słownik geograficzny Królestwa Polskiego wydany w 1888 roku "Ludność zamożna i pracowita. Udaje się do zbiorów siana i zboża do wsi sąsiednich na zarobek".
We wsi działa szkoła, funkcjonują polskie i żydowskie sklepy, słynne są receptury wędliniarskie, wykorzystywane przez pana Chachlowskiego w jego Pierwszej Motorowej Fabryce Wyrobów Mięsnych produkujących dla grona oficerów Cesarsko Królewskiej Armii. Pracuje też pierwsza w Austro-Węgrzech fabryka prawdziwej śliwowicy Neumanna. Funkcjonuje Kasa Raiffeisena, zakłada się Spółkę Rolniczą, Suszarnie parową, mleczarnię która przynosi najwyższy dochód ludności. Ks. Padykuła rozpoczyna zbiórkę na nową świątynię, jest tez inicjatorem budowy nowej szkoły i spółki magazynowej. To człowiek, który potrafi porwać do wspólnej pracy dla dobra miejscowości. W Rajbrocie powstają pierwsze nieżydowskie sklepy, co daje dużą niezależność miejscowym.
W 1911 roku, powołana zostaje do życia Ochotnicza Straż Pożarna - jedną z najbardziej zasłużonych dla rajbrockiej społeczności organizacji. Przyjmuje ona w swoim programie działania niesienia ratunku w przypadku pożaru, ochronę mienia, a często i życia mieszkańców wsi. Środki na działalność straży pozyskiwane są ze składek członkowskich, zbiórek i organizowanych imprez. Pozwola to na zakup pompy ręcznej, sikawki do zaprzęgu konnego oraz umundurowania dla członków.
Wieś przyciąga, wydaje się być bezpieczną oazą. Nie ma już tak wielkiej emigracji mieszkańców jak na przełomie wieków. Toczące sie wojny bałkańskie zdają się być niegrozne i dalekie. Znane jedynie z opowieści przywiezionych przez rodaków służących w w c-k marynarce pływającej na Adriatyku.
Spokój i harmonię burzy jednak rok 1914. Jeden z tych, który dotknie Rajbrot pazurem Historii. Rajbrot staje się polem ciężkich walk, decydującym miejscem - kolanem frontu, o które toczyć sie będą boje pomiędzy wojskami austriackimi i niemieckimi z jednej strony a rosyjskimi z drugiej.
1 sierpnia 1914 roku ogłasza się w Rajbrocie asenterunek (mobilizację), „powołano mężczyzn tutejszej parafii w ogień. Ubyło ludności paręset, stanęła szkoła(...)"Powołanie dosięga nauczycieli miejscowej szkoły - p. Romańskiego, Proroka i Dźwigaja. Z wojny nie wraca Stanisław Prorok, mąż miejscowej nauczycielki, Antoniny. W kronice szkolnej czytamy: "(...) ustawiczny przemarsz wojsk naszych i postój aż wreszcie w drugiej połowie listopada armia nasza cofnęła się i przez Rajbrot przeszła dywizya kawaleryjska rosyjska na Bytomsko i dalej. 12 oficerów rosyjskich z generałem feldmarszałkiem i sztabem kwaterowało przez dwa dni i dwie noce na plebanji, w kuchni zaś i budynkach innych mnóstwo". Kwaterujący w szkole Moskale niszczą sprzęty i dokumenty szkolne, palą bibliotekę z trudem przed wojną skompletowaną. "5 grudnia ukazało się nasze wojsko, ale już 6 musiało się wycofać ku Kamionce, a weszła piechota rosyjska. Już w sobotę 5.12 zaczęły lecieć na kościół i plebanię gdzie kwaterowali dragoni austr. szrapnele rosyjskie (...) a odtąd przez 9 dni t. j. od 6-15 grudnia trwała strzelanina od rana do wieczora. Kościół dostał kilkanaście granatów i szrapneli, padła kruchta, ołtarz boczny ś Walentego, spaliły się stodoły, kuchnia, zawaliły stajnie(...)Ludność miejscowa kryła się po piwnicach- zabiły pociski 8 ludzi cywilnych, raniły 4,-spłonęło 18 domów." Rajbrot znajduje się na linii frontu w trakcie operacji łapanowsko -limanowskiej, kiedy to wojska rosyjskie zostają odrzucone w trakcie krwawych walk. Nazwa Rajbrot stale funkcjonuje w komunikatach frontowych.
O skali ważności owego odcinka frontu może świadczyć fakt jedynego wówczas użycia na austro-węgierskim odcinku frontu wojsk pruskich, atakujących od strony Kamionki, Bytomska i Łąkty. Najbardziej krwawe walki toczą się o najwyższe wzniesienie Rajbrotu - Kobyłę, która kilkakrotnie przechodzi z rąk do rąk. Przez dziewięć dni "Słychać strzały, aeroplany krążą". Trwa zażarty ostrzał artyleryjski - rosyjskie armaty strzelają od strony Nadola, Lipnicy czy tez Rakowca, niemieckie z Bytomska i Kamionki.
W atakujących oddziałach pruskich walczy wielu Polaków z poznańskiego. Jest tu także Sambijska Kompania Pionierów, czy inne elitarne oddziały, przeważnie pruskie, ściągnięte nieraz wprost z uroczystych defilad na linie frontu, w celu wsparcia słabnącego austro-wegierskiego sprzymierzeńca.
Domy wiejskich gospodarzy stają się polowymi szpitalami, przepełnionymi rannymi opatrywanymi na szybko kawałkami pościeli, koszul czy bielizny. Każdy rosyjski atak może stać się decydującym przełamaniem frontu operacji łapanowsko-Limanowskiej. Wreszcie walki kończą się – zagrożeni otoczeniem Rosjanie wycofują się na linie Dunajca.
Po bitwie pozostało wielka liczba poległych. Powstają prowizoryczne cmentarze wojskowe.
W grudniu 1914 roku po wyczerpującej i krwawej bitwie pod Łowczówkiem przyjechali do Rajbrotu Beliniacy – kawaleria I pułku Legionów. Jak pisze w swoich wspomnieniach jeden z najsłynniejszych współpracowników Józefa Piłsudskiego – Bolesław Wieniawa - Długoszowski: „Nam, kawalerzystom, przypadł w udziale rozkoszny postój w Rajbrocie, w uroczej podgórskiej wsi, głośnej w okolicy fabryką śliwowicy i urodą jej dziewcząt.
Zaraz po przybyciu na kwatery zabraliśmy się do przygotowań, by zepsute święta Bożego Narodzenia powetować sobie z nadsypką godnym pożegnaniem starego i przywitaniem Nowego Roku.
Ubiegając inne oddziały, Belina pospieszył się z zaproszeniem Komendanta Piłsudskiego wraz ze sztabem do nas , ułanów na wieczór sylwestrowy. Nie odmówił nam tego honoru Komendant”.
Wieczór sylwestrowy spędzająw budynku szkolnym i tutaj , świętując, Wieniawa powiedział: „zacząłem moją mowę od tłumaczenia, dlaczego to twórcę Legionów, wskrzesiciela wojska polskiego nazywamy obywatelem Komendantem, nazwą tą podkreślając niezmiernie rzadkie w jednym człowieku połączenie cnót, zalet i wartości wodza z jednej, obywatela zaś z drugiej strony. Wspomniałem później, jak to w historii naszych walk o niepodległość, przed stu laty z górą, mieliśmy już męża jednoczącego w sobie te cnoty. Był nim Tadeusz Kościuszko, ongiś również jak nasz Komendant przez najciemniejsze elementy ówczesnej Polski namiętnie zwalczany, którego żywa część narodu i wojska pod jego rozkazami walczące nazwały swoim Naczelnikiem. W imieniu tedy Kawalerii życzyłem Komendantowi, by Nowy Rok, przynosząc spełnienie naszych nadziei, cały naród pod jego, jako Naczelnika, rozkazami zespolił i dał naszej ojczyźnie nad wszystkimi wrogami ostateczne zwycięstwo.
Ten mój toast sprawił, że znacznie później, bo w 1919 roku, kiedy Komendant został Naczelnikiem Państwa, dawni moi koledzy z I pułku ułanów legionowych oraz nowi z Adiutantury generalnej nazwali mnie „Wernyhorą z Rajbrotu”.
Podczas postoju w Rajbrocie do Beliny zgłosiła się pewna dziewczyna, która pragnęła się zaciągnąć do służby w Pierwszym Pułku Ułanów Legionów Polskich. Belina odmówił uroczej ochotniczce, tłumacząc, iż żadna kobieta u niego nie służy w linii. Dama jednak nie dała łatwo za wygraną, powołując się na Hankę, na co dowódca Pierwszego Pułku Ułanów odpowiedział, iż w takim razie przyjmie ochotniczkę na służbę, pod warunkiem, iż zgodzi się ona kwaterować zawsze z ową tajemniczą Hanką, po czym kazał obecnemu przy rozmowie Wieniawie Hankę sprowadzić. Urocza „Hanka” okazała się... potężnego wzrostu mężczyzną ofi-zjonomii zbója. Był to serdeczny przyjaciel Wieniawy, jeden z „siódemki Beli-ny”, Stefan „Hanka” Kulesza, na którego widok energiczna damazrezygnowała ze służby w Legionach. Wieniawa upamiętnił owo wydarzenie piosenką:
Haniś moja Haniś
Cóżeś za Hanisia,
Jak wsiadłaś na konia,
To konik aż przysiadł

Haniś moja Haniś,
Cóżeś za kochanka,
Kiej Ci z gęby jedzie
Rum i przepalanka

Kawalerzyści wypoczywali przez trzy tygodnie kwaterując w szkole, oficerowie w domach, m.in. w domu na Dołku u Antoniny Prorokowej, miejscowej nauczycielki. Wśród chwil wypoczynku w uroczej podgórskiej wsi powstawały szkice, piosenki i wiersze.

Ułani
Nasz lot jest wichrowy, do sławy nasz lot -
Krzyk rwie się, wyrywa się z krtani...
W czym wola zakrzepła i spada jak grot...
... Ułani! Beliny ułani!
Przez krew do ojczyzny wskrzeszonej jest szlak -
Więc oto giniemy dziś dla Niej -
Krwi krople zakwitną na polu jak mak...
... Ułani! Beliny ułani!
Nie w strojnych mundurach, bez krzyżów, bez kit -
Wśród smutków jesiennych wiośniani
Bitw dawnych zamierzchły wskrzeszamy już mit!
... Ułani! Beliny ułani!
Szubienic za nami potworny legł cień
Ojczyźnie składamy w dani...
Krwią zorze poimy, aż zrodzi się dzień!
... Ułani! Beliny ułani!

Nie laurów, lecz zemsty ogarnie nas woń
O trupach serdecznych myśl rani...
Do broni! Ułani, chwytajcie za broń!
... Ułani! Beliny ułani!

Bolesław Lubicz Zahorski, Rajbrot 1915

Skończony pod Łowczówkiem bój. Ścichły armaty.
Okopy milczą. Czas zrachować łupy.
Ty zostawiłaś wrogom łup bogaty —
Twe trupy.
Pamiętasz te ataki, które piersią własną
Odparłaś ? Boje sławnej niezrównanej doby ?
Pomniki twego męstwa, które nigdy nie zagasną —
To groby.
Ty nie znasz, co to lęk, twe męstwo nie zna granic.
Zabłysnął oto świt. Znów idziesz w bój z ochotą.
Wiedz — tyś jest Polski bojujący szaniec —
PIECHOTO !
Bolesław Lubicz – Zahorski , Rajbrot 1915

Niestety koniec stycznia przynosi kres odpoczynkowi. Legioniści ruszają na swój szlak bojowy. Niektórzy Rajbroczanie wstępują do Legionów (m.in. p. Piechura który zostanie później majorem).
Okolica spustoszona wojną nie wygląda najlepiej. We wspomnieniach księdza ze Starego Wiśnicza znajdujemy takie słowa "Jedziemy sanną do Żegociny a potem do Rajbrotu i oglądamy pola bitew po drodze, osobliwie pozycje armat pruskich w Bytomskiej, zasłonięte drutami kolczastymi i Rajbrot, podziurawioną od kul plebanię, spaloną kuźnie z gospodarskim budynkiem i stodoły, rozdarty dach na stajni. Głównie spustoszony kościół, gdzie przedsionek runął i kaplica północna. W kościele jeden ołtarz rozbity zupełnie i organy. Ołtarz wielki uszkodzony jak i wieża i dzwonnica. Opowiadają wszystkie szczegóły. A w powrocie oglądamy w laskach Brodzińskiego pozycje rosyjskie i olbrzymie wycięcie drzew przez armaty i szrapnele- tak nasze jak i rosyjskie"
W piewszą rocznicę bitwy Łapanowsko-limanowskiej Rajbrot staje się miejscem centralnych wojskowych uroczystości – powstaje na Rakowcu cmentarz żołnierzy niemieckich i austro-wegierskich. Miesjce do dziś kryje w sobie historie strasznych dni, których świadkiem był Rajbrot.







czwartek, 21 czerwca 2018

Rajbrockie wędliny

Niegdyś miłościwie nam w Galicji panujący Cesarz Franciszek Józef I w 1886 roku wydał specjalny rozkaz dotyczący wędlin jakie powinni spożywać oficerowie wyższych stopni. Miały to być bez wyjątku wyroby przyrządzane z najlepszych surowców i gwarantujące najwyższą satysfakcję smakową. Takie - jakie produkuje nagrodzona medalami na wystawach kulinarnych w Wiedniu, Lwowie i Jarosławiu, Pierwsza Motorowa Fabryka Wyrobów Mięsnych Karola Chachlowskiego w Krakowie, ul. Sławkowska 29. 
Firma Pana Chachlowskiego - masarza od trzech pokoleń - reklamowała swe wyroby jako "Niedoścignione w smaku".
Słynne były zwłaszcza jej siekane i krajane kiełbasy, robione z najprzedniejszej wieprzowiny okraszonej trzymanym w najściślejszej tajemnicy zestawem przypraw. Pan Chachlowski szukał pomysłów na receptury w podkrakowskich Liszkach, Rajbrocie i Jarosławiu gdzie osobiście jego szwagier Jan Chlipała nadzorował proces wędzenia kiełbas i szynek. Ale też były to szynki! Fabryka Wyrobów Mięsnych kupowała jedynie wieprzki karmione samymi ziemniakami, a udźce macerowano tygodniami w zalewie w/g przepisu odziedziczonego po dziadach i pradziadach.
Wszystkie te pyszności były obecne również na stołach galicyjskiej arystokracji i krakowskiego mieszczaństwa. Smakosze delektowali się nie tylko szynką czy suchą kiełbasą, ale i równie znakomitymi baleronami, polędwicami, parówkami, salcesonami i... kiszką. Tak! Zwykłą kiszką! Pisze Magdalena Samozwaniec, że jej ojciec, znakomity malarz Wojciech Kossak tak się zakochał w krakowskiej kiszce, że pewnego razu pożarł ją wraz z patykiem!... Sam wielki Wojciech opowiadał, że spowiednik od Panny Marii u którego kajał się z grzechu łakomstwa, westchnął: - Cóż, synu, naganne to, ale ludzkie... Ja sam... No, mniejsza z tym... Odpuszczam ci, bo ta kiszka musiała być od Chachlowskiego...


Źródło: Krakowski Kredens Tradycja Galicyjska S.A. według anegdotek autorstwa Mieczysława Czumy i Leszka Mazana

wtorek, 19 czerwca 2018

STRAŻ POŻARNA W RAJBROCIE

Rajbrot z początków XX wieku stawał się prężną miejscowością, w której przedsięwzięto kilka inicjatyw, mających na celu działanie dla rozwoju i dobra mieszkańców. Do Rajbrotu przybył nowy, pełen energii, proboszcz ks. Józef Padykuła, który "podniósł lud moralnie i materjalnie. Aby ograniczyć wychodźstwo przez większy dobrobyt rozwija się działalność Kasy Raiffeisena, zakłada się Spółkę Rolniczą, Suszarnie parową, mleczarnię która najwyższy dochód ludności przynosi." Ks. Padykuła rozpoczął też składki na nową świątynię. Był również inicjatorem budowy nowego budynku szkoły i spółki magazynowej. Dzięki niemu powstały w Rajbrocie pierwsze nieżydowskie sklepy. Potrafił porwać do wspólnej pracy.
Rok 1911 w Rajbrocie ukazał wielkie zmiany– gmina wiejska zbudowała właśnie i oddała do użytku nowy, okazały budynek szkolny, Spółka Mleczarska przynosiła duże dochody. oraz została powołana do działania Ochotnicza Straż Pożarna. Miała ona powstać z inicjatywy wymienionych w kronice tej organizacji Franciszka Maciejowskiego, Andrzeja Trustka, Wojciecha Fitrzyka , Józefa Drąga oraz miejscowej nauczycielki Antoniny Nazimkównej, (Prorokowej).W składzie OSP znalazło się 15 druhów – strażaków, a pierwszym Naczelnikiem Straży został były wojskowy Mikołaj Jeśko, który piastował to stanowisko do 1919 roku. Prezesem Straży zostaje wspomniana już nauczycielka Antonina Nazimkówna (Prorokowa).Mieszkańcy, mając na uwadze często występujące pożary, które były przyczyną wielu nieszczęść i tragedii, jak również zagrożeniem życia, podjęli uchwałę o powołaniu tegoż stowarzyszenia.
Straż przyjęła w swoim programie działania niesienie ratunku w przypadku pożaru, ochronę mienia, a często i życia mieszkańców wsi. Rajbrot oraz sąsiednich miejscowości. Brakowało wiele - funduszy, sprzętu, pomieszczenia, brakowało też, ważnego w tym wypadku, doświadczenia.
Oddzielny problem stanowiło niedostateczne zaopatrzenie w wodę. Straż pożarna podczas gaszenia pożarów czerpała wodę ze studni, rzek, stawów, jezior, kanałów a nawet kałuż. Ochotnicy dysponowali konnymi beczkowozami, ale ich pojemność w stosunku do wielkości pożaru była niewystarczająca.
Środki na działalność straży pozyskiwano ze składek członkowskich, zbiórek i organizowanych imprez. Do poważniejszych zakupów dokładali swoje środki materialne również mieszkańcy wsi - np. pan Jan Bodurka podjął w Kasie Stefczyka pożyczkę na 2tys. Koron. Pozwoliło to w 1912r. zakupić pompę ręczną, sikawkę do zaprzęgu konnego oraz 10 metrów węża tłoczonego. Strażacy nie mieli umundurowania, zwrócili się więc o pomoc finansowa do rajbrockiej Polonii w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie(znalazł się tam m.in. pierwszy Naczelnik Mikołaj Jeśko) . Otrzymane stamtąd środki pozwoliły na zakup mundurów bojowych oraz instrumentów dętych dla działającej już wówczas strażackiej orkiestry. W 1924roku powstał także w wyniku zbiórki i ofiarowania drzewa drewniany budynek remizy gdzie przechowywano sprzęt pożarniczy. Strażacy czynnie współuczestniczyli w życiu kulturalno – oświatowym wsi, przygotowując pod reżyserią Antoniny Prorokowej przedstawienia o tematyce przeciwpożarowej a także inne związane z folklorem regionalnym.
Został także założony zespół Orkiestry Dętej prowadzony przez kapelmistrza Jana Fitrzyka
Za oficjalną datę powstania orkiestry przyjmuje się rok 1927, mimo że istniała już wcześniej. Kolejnymi Kapelmistrzami byli Józef Fitrzyk, Andrzej Kaczmarczyk, Jan Fitrzyk, Jan Skirło. Obecnie orkiestrę prowadzą Józef Łyszczarz oraz Marian Radzięta. Muzycy uswietniali (i nadal uswietniają) uroczystości kościelne, państwowe, strażackie i kulturalne na terenie nie tylko Rajbrotu czy Gminy ale również i gmin ościennych.
W 1927 roku Komendantem Straży został wybrany Józef Drąg(jeden z założycieli) który pełnił swą funkcję do 1939 roku. Po nim Komendantem w okresie II wojny światowej został ówczesny kronikarz i sekretarz Straży pan Andrzej Szymczakiewicz.
Lata funkcjonowania straży zapisane są w kronikach licznymi pożarami. Jeden z nich bardziej pamiętny ze względu na tragizm miał miejsce w roku 1933 w domu żydowskich mieszkańców Rajbrotu – rodziny Lewkowiczów. W trakcie akcji gaśniczej jeden z biorących w niej udział strażaków doznaje obrażeń, które stają się przyczyną jego śmierci. Pozostawia osierocona trójkę dzieci i żonę wdowę w ciężkiej sytuacji materialnej.
W czasie II wojny światowej władze okupacyjne zachowały OSP z ich strukturą podporządkowaną władzom niemieckim. Z nakazu wojsk okupacyjnych była odpowiedzialna za bezpieczeństwo na terenie miejscowości, miała też służyć pomocą dla policji. Siedziba jak i jednocześnie wartownią była piwnica w budynku szkolnym, gdzie pełniono dyżury, a miejscem do wypoczynku posterunków była prycza z desek. W 1944 roku po ataku na oddział niemiecki stacjonujący w szkole wśród zakładników pojmanych przez Niemców znaleźli się również i członkowie OSP – ówczesny Naczelnik Straży Józef Drąg, Marcin Broniak, Szymon Bodurka, Franciszek Maciejowski, Golemiec Andrzej oraz Szymczakiewicz Andrzej. Na szczęście po długich mediacjach udało się uniknąć pacyfikacji miejscowości, a mieszkańcy zostali uwolnieni.
Po wyzwoleniu Straż kontynuowała swa działalność,znacznie wzrosła jej aktywność. OSP, jako pierwsza, rozpoczęła swoją ożywioną działalność. Organizowano systematycznie zebrania, na których zajmowano się nie tylko problematyką przeciwpożarową, ale także krzewieniem kultury w środowisku lokalnym. Został zainstalowany telefon o połączeniu całodobowym mający służyć mieszkańcom wsi.
W 1952 roku Komenda Powiatowa Straży Pożarnej w Bochni przekazała motopompę „M – 200”, a w roku 1956 motopompę „S – 25”. W roku 1959, ze zbiórki społeczeństwa lokalnego i dotacji Zarządu Miejskiego, zakupiono samochód marki „Dodge”, który wykorzystywany był do akcji bojowych . Od 1964 r. z inicjatywy p. Jana Skirły, p. Jana Fitrzyka i p. Stanisława Rogoża rozpoczęto starania o wybudowanie nowej strażnicy. W sierpniu 1970 roku rozpoczęto prace budowlane na prywatnej parceli Feliksa Radzięty.
Od 1971 roku działa młodzieżowa drużyna OSP, której członkowie brali udział w konkursach krajowych pod hasłem „Nasza Wieś bez pożaru”.zdobywając m.in. I miejsce w województwie oraz inne nagrody.
W 1976 roku w miejscu zaplanowanej strażnicy powstał duży , okazały budynek. Znalazła tam miejsce obszerna remiza mieszcząca sprzęt strażacki oraz pomieszczenia służące wszystkim mieszkańcom miejscowości. Dom strażaka wybudowano w czynie społecznym i uzyskanych środków finansowych z Powiatowej Komendy Straży Pożarnej w Bochni i Kółka Rolniczego w Rajbrocie. Osiągnięć tych nie byłoby bez udziału mieszkańców i tu należy wymienić: R. Paszkowskiego. W. Marca, Cz. Maciejowskiego, T. Radzięty, M. Drąga, M. Grzegorzek, S. Skirły, S. Łyszczarza, T. Szuby, J. Malika, J. Goca, S. Kuźmy, M. Babraja.
W tym samym roku OSP otrzymała samochód pożarniczy Żuk. Drużyna Strażaków liczyła 24 czynnych członków. Na stanie posiadała 2 motopompy M-800,węże tłoczne w-52 i W-75 po 100m.b. każdego.
W 1978 roku z własnych funduszy zakupiono sztandar, który został poświęcony na uroczystej mszy przez ks. Kanonika Ludwika Musiała.
Druhowie, pracując w czynie społecznym, pomagali przy budowie przedszkola oraz Wiejskiego Domu Ludowego. W 1994 roku został zakupiony samochód pożarniczy „Star 66” beczka, w 1997 r. p. Wiesława Woda, prezes ZWOSP, uroczyście przekazał motopompę – „NIGABA – INB”, a w 1998 r. zakupiono Żuka. W latach 1997, 1998, 2001 członkowie OSP wzięli czynny udział w ratowaniu mienia mieszkańców zagrożonego przez powodzie i podtopienia. W roku 2000 OSP przeniosła swoja siedzibę do nowowybudowanego Domu Ludowego w Rajbrocie, w którym otrzymali dwa obszerne garaże dla swojego sprzętu.
W 2001 roku OSP obchodziła 90 – lecie swojego istnienia. Jubileusz uczczono mszą św. ku czci św. Floriana i skromną uroczystością kulturalno – rozrywkową.
W 2006 roku sprowadzono z Niemiec, z miejscowości Fritzlar Samochód pożarniczy marki Mercedes. Uroczyste poświęcenie wozu bojowego nastąpiło podczas uroczystości 95-lecia Straży Pożarnej. W roku 2007 otrzymali kolejny samochód pożarniczy marki Ford. W 2009 zakupiono motopompę M-16. W 2010 roku do organizacji należało 45 czynnych członków, 13 honorowych oraz 12 młodych druhów drużyny młodzieżowej, którzy stanowią w pewnym sensie przyszłe kadrowe zaplecze jednostki.
Młodzieżowa drużyna pożarnicza jest integralną część składową danej jednostki OSP. Osoby działające w takiej drużynie poznają zasady funkcjonowania ochrony przeciwpożarowej w Polsce, zapoznają się ze sprzętem będącym na wyposażeniu danej OSP, uczą się zachowania w sytuacjach niecodziennych, od najmłodszych lat wyrabiają w sobie poczucie odpowiedzialności, uczą się opanowania, dyscypliny, a także podnoszą swoją sprawność fizyczną poprzez udział w zawodach sportowo-pożarniczych.
Należałoby tutaj wymienić również wiele akcji ratunkowych prowadzonych przez OSP w Rajbrocie – wezwania do pożarów domów, budynków gospodarczych , pól, łąk i lasów, udziałów w akcjach powodziowych pamiętnych lat 1997 i 1998 czy poszukiwania zaginionych.

Podczas tych stu lat funkcjonowania rajbrockiej straży wypracowano wiele pięknych, nadal funkcjonujących tradycji strażackich:


- każdy zmarły strażak z honorami odprowadzany jest na miejsce wiecznego spoczynku,


- coroczna uroczysta Msza św. w intencji Straży w dzień świętego Floriana


- coroczna honorowa warta przy Grobie Pańskim w Wielki Piątek i Sobotę


- uświetnianie procesji Bożego Ciała oraz innych uroczystości.


- granie pieśni maryjych przez orkiestrę w miesiącu maju


- uswietnianie przez orkiestrę uroczystości parafialnych i gminnych

środa, 13 czerwca 2018

Władysław Czoch i jego koncepcja Junackich Hufców Pracy

,,Nie naginać, nie łamać, nie narzucać, lecz wydobywać ukryte wartości, by je rozwijać
 i wychować. Można to czynić jednak tylko wtedy, gdy wychowawca posiada ogromną miłość do wychowanka, wielką pokorę i głęboko religijne nastawienie do życia, choćby o tym nawet  rzadko wspominał”                        


 Ks .dr Włodzimierz Okoński
 przedmowa do książki Władysława Czocha
„ Na szlaku pracy wychowawczej”



Władysław Czoch urodził się 31 grudnia 1896 r. w Rajbrocie, gdzie uczęszczał do szkoły podstawowej. Dalsze kształcenie odbył w liceum ogólnokształcącym w Bochni.
 W 1915 r. ukończył Kursy Seminarium Nauczycielskiego w Tarnowie. W 1916 r. zdał egzamin dojrzałości. Początkowo służył w armii austriackiej, ale zaraz po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wstąpił do Wojska Polskiego, gdzie rozpoczął służbę w stopniu podchorążego. W 1919 r.
po kursie oficerskim został dowódcą plutonu ckm w 13 pułku piechoty. Walczył na froncie ukraińskim. Odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Od 9 października 1926 r., po uzyskaniu stopnia porucznika, był wychowawcą w Korpusie Kadetów Nr 2 w Chełmnie. Tam też dosłużył się stopnia kapitana i pełnił również funkcję adiutanta komendanta Korpusu. W latach 1932-1936 był dowódcą kompanii,  a następnie batalionu 39-go pułku piechoty. 8 września 1936 r. w randze majora został Szefem Sztabu Komendy Głównej Junackich Hufców Pracy w Warszawie. 18 września 1939 r. opuścił Polskę i przez Rumunię, Jugosławię i Włochy dotarł do Francji. W 1940 r.  jako dowódca 2-go batalionu 6-go Kresowego Pułku Strzelców Pieszych, wchodzącego w skład
2. Dywizji Strzelców Pieszych, wziął udział w walkach z Niemcami w bitwach pod Belfort
 i  St. Hipolyte. Po klęsce Francji 2. Dywizja Strzelców Pieszych, a wraz z nią Władysław Czoch, znalazł się w Szwajcarii. Tam doczekał się kolejnych odznaczeń:  otrzymał Krzyż Walecznych oraz francuski Croix de Guerre ze złotą gwiazda. 1 stycznia 1943 r. Czoch został awansowany do stopnia podpułkownika. Od 27 marca 1945 r. pełnił funkcję dowódcy 6 Kresowego Batalionu Strzelców Pieszych. 11 listopada 1964 r. awansowany przez Naczelnego Wodza do stopnia pułkownika. Zmarł w Londynie 28 grudnia 1976 r.

W ciągu wielu lat swojej pracy otrzymał liczne odznaczenia wojskowe i cywilne.

Odznaczenia wojskowe:

Polskie: Krzyż Virtuti Militari

               Dwukrotnie Krzyż Walecznych

               Zloty Krzyż Zasługi

               Medal za Wojnę 1918-1920

               Medal Dziesięciolecia

               Medal za Długoletnią Służbę- brązowy i srebrny

Brytyjski:  Medal za Wojnę 1939/45

Francuski: Croix de Guerre avec Etoile de Vermeil

                Croix de Combattants Volontaires

Odznaczenia cywilne:  Oficerski Krzyż Orderu Odrodzenia Polski

                                     Kawaler Orderu Św. Sylwestra

                                     Złota odznaka Stowarzyszenia Polskich Kombatantów.

POCZĄTKI PRACY WYCHOWAWCZEJ W WOJSKU

W czerwcu 1920 r. Władysław Czoch, został jako podporucznik przydzielony przez dowódcę 54 pułku 12 dywizji piechoty do III batalionu wspomnianego pułku, gdzie otrzymał dowództwo 11-stej kompanii. Kiedy obejmował dowództwo, sytuacja batalionu była trudna, ponieważ we wcześniejszych walkach z bolszewikami dwóch dowódców kompanii zostało rannych. Władysław Czoch postanowił zmienić metody, jakie wcześniej obowiązywały w kompanii – przestał stosować kary, twierdził bowiem, że są one mało skuteczne, a w jego przekonaniu ludzie zmieniali się najszybciej pod wpływem poczucia odpowiedzialności.

Pierwsze zwycięstwo pod dowództwem Władysława Czocha odniesione nad rzeką Strypią zbudowało wzajemnie zaufanie między dowódcą kompani a żołnierzami. Następnie pułk został przerzucony pod Lwów oraz brał udział w działaniach ofensywy mającej na celu wypchnięcie bolszewików za Zbrucz. Do końca wojny polsko-bolszewickiej kompania
 nie zawiodła ani razu, a jej umiejętności stale rosły. W sierpniu 1920 r. w pogoni za bolszewikami batalion zatrzymał się w rejonach Pniatyna, położonego  koło Rohatyna. W tym miejscu  część kompanii obserwowała odcinek długości około 2 km frontu mając do dyspozycji tylko 65 żołnierzy. Jej głównym celem była ochrona wzgórza zajętego przez większą część kompanii. Występu leśnego przez 3 dni bronił wyznaczony przez Władysława Czocha kapral Jedynak mający do dyspozycji zaledwie 12 ludzi. Za te walki, kilku żołnierzy zostało odznaczonych Krzyżem Walecznych, a  trzech otrzymało krzyż Virtuti Militari. Jak widać odpowiednie podejście dowódcy do swoich żołnierzy przynosiło efekty. W 1921 r. kiedy pułk po powrocie z frontu został zakwaterowany w Tarnopolu, płk dypl. Przedmiejski przeprowadził szczegółową inspekcję w 11 kompani 54 p.p, podczas której stwierdzono, że w kompanii Władysława Czocha od roku nie zanotowano żadnej kary. Dzięki wychowawczemu odziaływaniu udało mu się osiągać wysoki poziom moralny walczących.

Po wydaniu w 1921 r. ustawy sejmowej o obowiązku nauczania czytania i pisania
 w wojsku Władysławowi Czochowi powierzono zorganizowanie i prowadzenie nauczania dla analfabetów wśród żołnierzy jego pułku. W całym pułku czytać i pisać nie umiało około 700 osób, utworzono więc kilka zespołów, w których odbywały się zajęcia. Władysław Czoch zadbał o tablice i ławki, poszukiwanie nauczycieli było dużo trudniejsze, ponieważ wśród oficerów i podoficerów nie było żadnych nauczycieli ani absolwentów szkoły średniej. Władysław Czoch prowadził nauczanie jednej z grup. Dużo wysiłku kosztowało go zarażenie swoim zapałem zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Wielu żołnierzy miało problemy z nauką, ale po trwającej 7 miesięcy codziennej nauce 90% uczących się żołnierzy zdało egzamin przed komisją  i otrzymało świadectwa szkolne.

            Władysław Czoch starał się również pozyskać książki dla biblioteki żołnierskiej, która miała nie tylko dostarczać rozrywki, ale również pozwalać na pogłębienie zdobytej wcześniej wiedzy.
W ciągu roku zdobył dla biblioteki 1200 książek. Notowania z rocznego działania biblioteki były tak wysokie, że liczba przeczytanych książek w 11 kompanii była wyższa niż suma przeczytanych lektur w pozostałych 12 kompaniach razem wziętych. Choć przełożeni traktowali te wyniki jako próbę oszustwa. W 1932 r. Władysław Czoch został przydzielony do samodzielnego batalionu 39 p.p w Lubaczowie. Stan tego batalionu był bardzo zły - podoficerowie byli zniechęceni i nie mieli zapału do pracy. Po dwuletniej pracy wychowawczej, pod kierunkiem nowego dowódcy, należeli oni do najlepszej grupy podoficerów batalionu.

Sukces Czocha spowodował, że do jego kompanii skierowano grupę rezerwistów na czterotygodniowe przeszkolenie. Nie była to łatwa praca, gdyż rezerwiści buntowali się,  jednak stosując łagodne metody Czoch osiągnął swój cel. Latem 1936 r., kiedy wraz z odziałem kwaterował w okolicach Gródka Jagiellońskiego, zdał sobie sprawę, że wychowanie żołnierzy w wojsku wpływa na całe ich życie. Do podobnych wniosków doszło także dowództwo i od tego momentu w armii pojawiło się wielu wychowawców,  którzy zajmowali się nauką i pracą wychowawczą wśród żołnierzy. W znacznym stopniu wpłynęło to na skuteczność walki na froncie oraz rozwijało odpowiedzialność za siebie i kolegów.

JUNACKIE HUFCE PRACY

Po odzyskaniu niepodległosci sytuacja gospodarcza II Rzeczypospolitej była daleka od oczekiwan milionów Polaków. Po okresie rozbiorów oraz w wynikudziałan I wojny swiatowej nastapiło zniszczenie infrastruktury, które zapowiadało powolny proces odbudowy kraju.

W nastepnych latach nastapiło jednak dosc intensywne wychodzenie z tego załamania. Trudnosci gospodarcze dla odbudowujacegosie dotychczas kraju pojawiły sie ponownie pod koniec 1929 roku, w wyniku kryzysu gospodarczego. Kryzys objał produkcje przemysłowa, rolnictwo,handel wewnetrzny, handel zagraniczny ale także transport i bankowosc,

Okres kryzysu wywarł również istotny wpływ na zmiane struktury zatrudnienia według płci i wieku. Zmalał udział pracowników małoletnich, natomiast zwiekszyło sie zatrudnienie kobiet. Jednym z istotnych celówpolityki panstwa stała sie zatem poprawa koniunktury gospodarczej oraz interwencja panstwa w stworzenie warunków do ograniczenia liczby osób pozostawionych bez pracy. Wystapiło wówczas zjawisko zwane „nakrecaniem koniunktury”, które polegało na swiadomej polityce panstwa w celu ożywienia produkcji oraz wymiany takimi srodkami oddziaływania politycznego jak: podatki, kredyty, cła, taryfy komunikacyjne, itp. Proces ten uwzgledniał również podejmowanie robót publicznych organizowanych przez panstwo oraz finansowanie z budżetu wielkich prac inwestycyjnych.

W Polsce pojawił sie pomysł realizacji interwencjonalizmu panstwa w życie gospodarcze, którego głównym aspektem stała sie pomoc dla zagrożonych upadłoscia przedsiebiorstw, ingerowanie w sfere handlu zagranicznego. Z czasem więc nastapił znaczny wzrost robót publicznych, które pozwoliło na ożywienie produkcji przemysłowej oraz na pewne powiekszenie rynku wewnetrznego kraju, które przejawiało sie w zwiekszeniu liczby zatrudnionych.

Ważnym aspektem w zatrudnieniu stało sie również stworzenie miejsc pracy dla młodzieży. Należy zaznaczyc bowiem, że w tym czasie czesc ludzi poniżej 25 roku życia nigdy jeszcze nie pracowała zarobkowo. W zwiazku z ta sytuacja w wyniku współpracy wielu różnych instytucji i organizacji, zaczeły powstawać w 1932 roku Ochotnicze Drużyny Robocze, które zapoczatkowały akcje zatrudnienia młodzieży. Skupiały one bezrobotna młodzież  męska, która w ciągu lat zatrudnienia uczestniczyła przy robotach publicznych, budowach dróg i torów, melioracjach, regulacjach rzek, a podczas zimy brała udział w różnego rodzaju kursach doszkalajacych. Ochotnicze Drużyny Robocze podlegały wówczas Ministerstwu Opieki Społecznej. W roku nastepnym powołano również Stowarzyszenie Opieki Nad Niezatrudniona Młodzieża, które skupiało młodzież  w regionach o najwiekszym bezrobociu.

Junackie hufce pracy zostały utworzone dekretem Prezydenta RP z 22 września 1936 o służbie pracy młodzież. Określono w nim, że  służba pracy młodzieży jest zaszczytną służbą dla Narodu
 i Państwa, a polega na wykonywaniu pracy fizycznej dla potrzeb obrony Państwa lub jego interesów gospodarczych. Służbę pracy pełniono na podstawie zaciągu ochotniczego w junackich hufcach pracy. Oprócz tego hufce zapewniały przysposobienie do służby wojskowej oraz nabycie kwalifikacji zawodowych, wychowanie obywatelskie i oświatę ogólną. Do junackich hufców pracy przyjmowano przede wszystkim młodzież bezrobotną obojga płci, w wieku od 18 do 20 lat. Przyjętym przysługiwała nazwa junaków lub junaczek.

Utworzono komendę główną  JHP,  na której czele stał ppłk. Bogusław Kunc, który współpracował już wcześniej z Władysławem Czochem. Zaproponował on Czochowi stanowisko szefa sztabu w komendzie głównej JHP, co stworzyło perspektywę pracy z bezrobotną młodzieżą (na tym stanowisku spędził 3 lata). Skupiała ona osoby w wieku od 16 do 36 roku życia, dając zatrudnienie przy robotach publicznych.  Po okresie dwóch lat okazało się jednak, że szeroka skala wieku utrudnia stworzenie jednolitych zespołów. Młodzież poniżej 20 roku życia ulegała demoralizacji pod wpływem starszych. Ppłk. Kuncowi podlegały 4 Komendy Okregów, jak również pododdziały formowane na danym terenie w zależnosci od potrzeb i ilosci rekrutów. Podstawową jednostką Junackich Hufców Pracy były bataliony, które składały sie z 3-4 kompanii.

Uczestnicy w miare postepów w szkoleniu i wyrówniania sie w służbie, mieli możliwosc otrzymywania stopni służbowych, które odpowiadały ich kwalifikacjom.

Jeżeli Minister Spraw Wojskowych w porozumieniu z Ministrem OpiekiSpołecznej nie zarzadził inaczej służba pracy w hufcach trwała zasadniczo 2 lata.Przez ten czas uczestnicy hufców dostawali wynagrodzenie za pełniona prace w terenie według wczesniej ustalonych stawek. Ponadto mieli oni również możliwosc dokształcania sie, przysposabiania do służby wojskowej lub też wojskowej służby pomocniczej, jak również nabywanie kwalifikacji zawodowych w niektórych dziedzinach.

Junackie hufce pracy podlegały Ministrowi Spraw Wojskowych, przy którym ustanowiono organ opiniodawczy i doradczy – Radę Służby Pracy. Rodzaj, kolejność i warunki robót, jakie miały wykonywać hufce, ustalał Minister Spraw Wojskowych w porozumieniu z zainteresowanymi ministrami na okres objęty planem gospodarczym, przy uwzględnieniu przede wszystkim prac dla potrzeb obrony państwa. Na czele junackich hufców pracy stał komendant mianowany przez Ministra Spraw Wojskowych w porozumieniu z Ministrem Opieki Społecznej spośród oficerów w służbie czynnej. Personel kierowniczy, instruktorski, biurowy i administracyjny junackich hufców pracy składał się z żołnierzy w służbie czynnej oraz z funkcjonariuszy i pracowników cywilnych. Hufce otrzymywały środki m.in. z budżetu Funduszu Pracy.

Służba w junackich hufcach pracy trwała co do zasady 2 lata, po czym junak był zwalniany; można było wcześniej wystąpić ze służby. Junacy otrzymywali zakwaterowanie, umundurowanie, wyżywienie i wynagrodzenie. W razie wypadku przy pracy przysługiwało im leczenie na zasadach ustalonych dla żołnierzy w służbie czynnej.

Postępy w wyszkoleniu, posiadane umiejętności, wyróżnienia w służbie decydowały
o przyznawanych stopniach służbowych. Junacy obowiązani byli do posłuszeństwa wobec przełożonych i stosowania się do przepisów regulaminu junackich hufców pracy. Za naruszenia obowiązków stosowano kary dyscyplinarne, aż do aresztu na czas do 3 dni lub wydalenia z junackich hufców pracy.

Władysław Czoch zaangażował się także w szkolenie przyszłych wychowawców dla junaków, a wykłady dla kursantów dotyczące wychowania prowadził osobiście. W ciągu sześciotygodniowego szkolenia, w którym uczestniczyło kilkudziesięciu komendantów kompanii junackich, zapoznano się
z warunkami i problemami, jakie napotykano podczas pracy w JHP, ale głównym ich celem było poszukiwanie zasad i metod wychowawczych. W ich trakcie uzgodniono, iż najwłaściwszym rozwiązaniem będzie zaprowadzenie w oddziałach junaków możliwie szerokiego samorządu, aby
w jego ramach można było wykorzystać energię i przedsiębiorczość młodzieży. Ustalono też, że samorząd powinien obejmować możliwie wszystkie dziedziny życia junaków i  kompanii. Komendanci kompanii powinni czuwać nad tym, by junacy przyjęte na siebie obowiązki wykonywali sumiennie i dokładnie. W omawianiu metod wychowania zostało podkreślone, że młodzież bezrobotna, zwłaszcza wiejska, nie ma poczucia swojej wartości i godności osobistej i za wyrobienie tego poczucia Władysław Czoch czuł się odpowiedzialny. Wraz z wychowawcami uczestniczącymi
w kursie stwierdził, iż należy w tym celu wykorzystać wszystkie dostępne środki, aby stworzyć dobrą atmosferę codziennego życia w każdym oddziale junackim. Po zakończeniu kursów. Władysław Czoch odniósł wrażenie, że uczestnicy, którzy przybyli w pesymistycznym  nastroju, odjechali do swoich oddziałów z dużym optymizmem i zapałem do pracy, a przede wszystkim ze świadomością, jakie cele mają osiągnąć podczas pracy, oraz z ogólnie ustalonymi zasadami i metodami.

W wyniku doświadczeń wytyczono cele pracy wychowawczej , którym winno być u junaków: - wyrabianie pełnej świadomości należenia do narodu polskego, poczucia dumy narodowej oraz gotowośc do ofiarnej pracy dla dobra tego kraju,

-  sumienności i wytrwałości w pracy oraz zrozumienia jej wartości,

- poczucia godności i wartości osobistej

- zrozumienia konecznośc pracy nad sobą i wyrabiania podstawowych cech charakteru(obowiązkowości, sumienności,dokładności, prawdomówności, wytrwałości w pracy, uprzejmości , grzeczności etc.)

- zamiłowania do porządku, czystości i higieny

- zmysłu oszczędności

- zmysłu estetycznego

- koleżeńskości

- zrozumienia wartości ćwiczeń fizycznych i sportu.

Jako środki do osiągnięcia celu miały być wykorzystane:

- nauka o Polsce

- praca kulturalno – oświatowa

- współdziałanie i współpraca podczas zajęć junackich

- cotygodniowe przygotowywane szczególnie pod względem wychowawczym pogadanki komendantów poszczególnych kompanii wraz z wyróżnieniem i karaniem poszczególnych junaków

-  życie koszarowe

- ćwiczenia fizyczne i rywalizacje sportowe, zwłaszcza rywalizacja zespołowa

-  konkursy dotyczące estetyki swietlic, pomieszczeń , koszar  i obozów junackich

- akcja oszczędnościowa

- wciąganie junaków do działalności społecznej na zewnątrz oddziałów,

- współpraca z miejscową ludnością

- współpraca podczas działań Ligi Obrony Powietrznej Państwa, Ligi Morskiej, Funduszu Obrony Państwa itp.

Po kilku miesiącach działalności Komendy Głównej JHP zaczęły napływać z terenu prośby

 o zezwolenie na wystąpienie oddziałów junackich jako oddziałów przysposobienia wojskowego
 w czasie różnych uroczystości z karabinami zamiast z łopatami jak dotychczas. Prośby były uzasadnione tym, że junacy wstydzili się nadanej im nazwy ,,łopaciarz”. Władysław Czoch zdał sobie sprawę, że jest to kompleks niższości, którego usunięcie przyczyni się do podniesienia nastrojów
 w oddziałach junackich. Symbolem JHP była łopata, co w przekonaniu  Władysława Czocha nie powinno być powodem do wstydu, ale do dumy. Po zastanowieniu się nad tą sprawą doszedł
do wniosku, że samo występowanie w czasie uroczystości z karabinami zamiast z łopatami kompleksu nie usunie oraz że łopata powinna pozostać symbolem JHP, i że należałoby podnieść godność tego symbolu. Praca junaków powinna być w jakiś sposób uhonorowana jako praca dla dobra społeczeństwa.Opracował  w tym celu specjalny projekt ,,święta pracy”. Ramowy program tego święta miał obejmować: mszę polową na terenie pracy, pracę od jednej do dwóch godzin, w której biorą udział nie tylko junacy, ale także wszyscy zaproszeni przedstawiciele władz państwowych oraz przełożeni junaków, defiladę oddziału junackiego z łopatami, wspólny obiad junaków z zaproszonymi gośćmi i po południu zawody sportowe z rozdaniem nagród zwycięzcom. Projekt przewidywał zaproszenie na święto ministra tego ministerstwa, na rzecz którego roboty są przez junaków wykonywanie, miejscowego wojewody, starosty oraz Komendanta Głównego JHP lub jego zastępcy. Projekt odniósł sukces - junacy przestali przejmować się pogardliwą nazwą ,,łopaciarza” i stopniowo
 o niej zapomnieli, a łopatę zaczęli traktować jako symbol swej pożytecznej pracy. Ponieważ najlepsze wynikiw JHP odnosiła młodzież, w 1937 r. ustalono, że do hufców przyjmowane będą tylko osoby poniżej 20 roku życia. Miało to bardzo pozytywne efekty.  Młodzież w JHP czuła się dobrze, pracowała z zapałem i była dumna z przynależności do tej organizacji.

Młodzież należąca do JHP pod opieką wychowawców zdobywając  zawód, otrzymywała zakwaterowanie, umundurowanie, wyżywienie, wynagrodzenie, wykształcenie i dobre wychowanie. Miała również dobre stosunki z miejscową ludnością. Stopniowo zapoznawała się z potrzebami wsi. Najczęściej samorzutnie ze strony junaków wyłaniała się inicjatywa pomocy dla miejscowej ludności  w formie zbiórki pieniężnej na zakup przyborów szkolnych, zakup odzieży dla biednych dzieci czy też budowę szkoły. W 1937 r. ze złożonych przez junaków ofiar zebrano łącznie 1844,36 zł. Junacy wykonywali także bezinteresowną pracę w godzinach wolnych od zajęć (np. uporządkowanie cmentarza, dziedzińca szkolnego, boiska sportowego). W razie wypadku przy pracy przysługiwało im leczenie na zasadach ustalonych dla żołnierzy w służbie czynnej. Po siedmiomiesięcznym pobycie w Jastarni, mieszkańcy w dowód uznania za bezinteresowną pracę i pomoc ze strony junaków nazwali drogę wybudowaną przez 40 kompanię pracy JHP ul. Junacką.

Jednak praca wychowawcza Władysława Czocha i innych wychowawców nie opierała się tylko na pracy z chłopcami, ale także z dziewczętami, których w szeregach junaków początkowo nie było zbyt wiele, ale dzięki odpowiednim działaniom udało się tę sytuację zmienić. Również w pracy z dziewczętami kładziono duży nacisk na wyrabianie poczucia własnej wartości i godności kobiety, zaufanie we własne siły, a także wyrobienie zmysłu oszczędności, planowania, estetyki oraz utrzymanie wzorowego porządku i czystości. Junaczki głównie udzielały się charytatywnie,  docierały na osiedla ludzi biednych i chorych, niosły pomoc i dzieliły się chętnie tym, co posiadały.

Niemałą rolę w pracy wychowawczej wśród młodzieży junackiej odgrywał tygodnik ,,JUNAK”, wydawany przez Komedę Główną JHP. Młodzież junacka lubiła swoje czasopismo i brała czynny udział w jego redagowaniu przez nadsyłanie swoich utworów, zarówno wierszy, jak i prozy. Tematy tych utworów czerpano przeważnie z codziennego życia Junackich Hufców Pracy, przeżyć junaków i junaczek. Z treści wielu utworów według Władysława Czocha widać było, że młodzież pracę w szeregach przeżywa głęboko.

Już na początku organizowania Junackich Hufców Pracy zakładano, że młodzież będzie spędzała w nich dwa lata. Po upływie tego czasu Czoch zaczął się zastanawiać, co zrobić z tak dużą liczbą bezrobotnej młodzieży. Dla osób, które występowały z JHP zorganizowano szkolenia zawodowe, które wraz z Władysławem Czochem prowadził Tadeusz Marynowski. Wspólnie nawiązali oni kontakt z izbami rzemieślniczymi w Warszawie, Poznaniu, Toruniu, Wilnie i Krakowie. Marynowski dążył do uzyskania możliwie największej liczby miejsc dla szkolenia byłych junaków
 w ponad 30 zawodach. Ogółem udało się znaleźć miejsca dla 2700 osób. Oficerowie JHP, wychowawcy poszczególnych grup utrzymywali kontrakt z majstrami, u których młodzież odbywała praktyki. Już w 1937 r. było przygotowanych przeszło 4960 miejsc w 44 zawodach. W taki sposób położono podwaliny pod szeroko zaplanowane szkolenie zawodowe, celem wychowania i szkolenia pełnowartościowych zastępów rzemieślników, kupców i pracowników usługowych. Niestety szeroko zakrojone i powoli mozolnie realizowane plany przerwał wybuch wojny.

Junackie Hufce Pracy istniały tylko 3 lata. W ciagu tego czasu uczestniczyły w robotach publicznych, w budowie Centralnego Okregu Przemysłowego, portu i miasta Gdyni oraz innych wielkich budowach przedwojennych. Junacy brali równiez  udział w przygotowaniach terenu do przewidywanych zadań wojskowych, zwłaszcza we wznoszeniu umocnień stałych i ziemnych. Stan wyjsciowy Junackich Hufców Pracy w roku 1939 wynosił przeszło 11 tysiecy junaków w 18 batalionach, działajacych za posrednictwem czterech komend okregowych, które były podporzadkowane dyrektorowi PUWFiPW. Niestety wybuch IIwojny swiatowej przerwał ich działalnosc, a junacy, którzy byli dobrze wyszkoleni w zakresie obronnosci brali udział w działaniach wojennych..

Po drugiej wojnie światowej działały organizacje o podobnym charakterze, których członków również określano mianem junaków: "Służba Polsce" (1949-1955) a następnie Ochotnicze Hufce Pracy (od 1959 ).

INTERNOWANIE W SZWAJCARII

Podczas kampanii wrześniowej Władysław Czoch opuścił Polskę i przedostał się do Francji, gdzie wstąpił do tworzonych od początku 1940 r. Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Po różnych perypetiach skierowany został w końcu do 2 Dywizji Strzelców Pieszych.

Po klęsce Francji oddziały 2 Dywizji Strzelców Pieszych przekroczyły z bronią w ręku granicę szwajcarską pod koniec czerwca 1940 r., na rozkaz władz polskich, wspólnie z 45 korpusem francuskim. Tam oddziały zostały internowane, jednak pozostawiono przy nich dowódców, którzy mieli obowiązek utrzymać ład i porządek wśród żołnierzy.  Odział Władysława Czocha został na stałe zakwaterowany w miejscowości Lotzwil w okolicach Berna.  Głównym celem Władysława Czocha było znalezienie zajęcia dla żołnierzy oraz zachęcenie ich do ćwiczeń fizycznych, gdyż stanowiło to podstawę, dobrego samopoczucia i nastrojów żołnierzy w okresie internowania. Okazało się to wielkim wyzwaniem, ponieważ żołnierze odmawiali wykonywania ćwiczeń fizycznych, wymawiając się wiekiem i zmęczeniem, a przymuszanie ich do wysiłku nie dałoby żadnych korzyści, wręcz przeciwnie - zniszczyłoby wzajemne relacje miedzy nim a żołnierzami.

Aby uporać się z tym problemem, poprosił do siebie kapitana  Szczepańskiego, który był absolwentem Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego. Dzięki jego pomocy udało mu się nie tylko utrzymać żołnierzy w dobrej kondycji fizycznej, lecz również zaprowadzić wzorową czystość na kwaterach podziwianą przez Szwajcarów. Władysław Czoch czuwał bardzo starannie nad utrzymaniem wysokiego poziomu moralnego. Zmobilizował wszystkich oficerów i podchorążych. Powierzył im naukę języków obcych, głównie niemieckiego i francuskiego, a także doskonalenie języka polskiego i rachunków oraz przedmiotów ścisłych.  26 sierpnia 1940 r. z inicjatywy Władysława Czocha uruchomiony został pierwszy kurs szkolenia zawodowego: społeczno–handlowy. Kurs  trwał trzy miesiące, a po jego zakończeniu 11 absolwentów otrzymało świadectwa ukończenia kursu. W pierwszych dniach stycznia 1941 r. Władysław Czoch uruchomił drugi kurs spółdzielczo- handlowy, który w dniu 30 marca 1941 r. ukończyło 19 absolwentów, oraz kurs techniczno-kreślarski, który w czerwcu tegoż roku ukończyło 28 absolwentów. W tym samym miesiącu przybył do obozu szwajcarski szef internowania, który po oględzinach zaoferował pomoc finansową dla instytucji, co okazało się momentem przełomowym. Władysław Czoch na okres jesienno-zimowy 1941/42  zaplanował kursy: techniczno-kreślarskie, spółdzielczo-handlowe i rolnicze. W taki sposób powstał dywizyjny ośrodek szkolenia zawodowego. Letnią przerwę w prowadzeniu kursów wykorzystano na skompletowanie zespołu kierowników kursu, wykładowców i wychowawców. Władysław Czoch zdawał siebie sprawę z tego, że na te kursy będą powoływani żołnierze ze wszystkich obozów, o bardzo zróżnicowanym poziomie nastrojów i wartości moralnych, dlatego starał się jak najdokładniej zaplanować i stworzyć warunki dla intensywnej i owocnej nauki. Mając na uwadze pełne wykorzystanie życia obozowego dla wychowawczego odziaływania, starano się w obozie utworzyć najbardziej sprzyjające warunki do całkowitego oddania się nauce. Dzień zaczynano od porannej gimnastyki, ponieważ uczniowie mieli cały dzień spędzać na wykładach i nauce własnej. Była to dla nich pierwsza w ciągu dnia okazja do wyrabiania w sobie sumienności i dokładności. Dekoracja sal wykładowych miała na celu stworzenie miłej i przyjaznej atmosfery. Uczniowie często dekorowali je flagami polskimi (przed zajęciami i po zajęciach oddawali im honory) oraz wykazywali dużą kreatywność i pomysłowość w tworzeniu dekoracji. Praca kulturalno-oświatowa prowadzona na wszystkich kursach miała na celu podciągnięcie uczniów na wyższy poziom opanowania języka ojczystego oraz lepsze przyswojenie wiedzy geograficznej i historycznej Polski, ponieważ aż 80% żołnierzy rekrutowało się  z francuskiej Polonii. W czasie trwania kursów położono również nacisk na pracę charytatywną, dzięki której udało się zebrać w latach 1941-44 na pomoc jeńcom polskim
 w Niemczech 5.478,15 franków szwajcarskich,  a na pomoc dzieciom w Polsce do października 1942 r. - 4.228,15franków szwajcarskich, na pomoc ludności Warszawy, w czasie od 1 listopada 1944 do 31 grudnia 1944 r.-3.096.30 franków szwajcarskich. Dużą rolę odegrała spółdzielnia obozowa ,,Wolność”, w której uczniowie mogli kupować rzeczy codziennego użytku. W przeciągu 3 lat funkcjonowania wykazała obroty 152.717.05 franków. Władysław Czoch jako wieloletni pracownik na gruncie spółdzielczości w Polsce, w czasie internowania w Szwajcarii nawiązał współpracę
z Zarządem Związku Spółdzielni Szwajcarskich Spożywców oraz z Zarządem  Związku Spółdzielni Rolniczych.

Po zakończeniu wojny Czoch nie wrócił do Polski, z powodu pracy w JHP został oskarżony o demoralizację oraz katowanie młodzieży. Odebrano mu obywatelstwo polskie, przez co nie miał możliwości otrzymania paszportu. Osiedlił się w Szkocji, a następnie w Londynie,  gdzie dołączyła do niego jego rodzina. Nigdy już  nie otrzymał szansy na powrót do Polski.

Po podsumowaniu zebranych doświadczeń doszedł do wniosku, że praca wychowawcza wśród młodzieży przedstawia duże możliwości oddziaływania, nawet w stosunkowo krótkim czasie kilkumiesięcznych kursów. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że stanowi ona tylko pewien wycinek z ogromnej całości problemu  wychowania narodowego. Jednak jest jednak bardzo ważna, ze względu na zawarte w niej możliwości uzupełniania braków wychowania domowego z okresu dzieciństwa. Pod wpływem pracy wychowawczej junacy w dość krótkim czasie nabierali pewności siebie, samodzielności i przedsiębiorczości, wiary we własne siły oraz poczucia swojej wartości i godności osobistej. Szeroki samorząd  zastosowany w codziennym życiu wyrabiał u nich dużą łatwość zgodnej, harmonijnej współpracy i wzajemnego pomagania sobie, co było niezbędne w funkcjonowaniu w społeczeństwie. Na podstawie zebranych doświadczeń doszedł do wniosku, że nie ma ludzi całkowicie złych. Każdy człowiek posiada  wrodzone skłonności do dobrego i złego, ma szansę zawrócenia ze złej drogi, jeśli znajdzie się w warunkach, w których będzie miał możliwość poznania swego błędnego postępowania, znalezienia sensu życia oraz odpowiednich do osiągnięcia tego celu zasad i sposobów postępowania. Taką szansę dawała praca wychowawcza, której poświęcił się Władysław Czoch.

„Doświadczenia tych długich lat pracy wychowawczej utrwaliły we mnie głęboką wiarę w duże i trwałe wartości człowieka. Należy tylko stworzyć odpowiednie warunki do ich pełnego rozwinięcia”

  Władysław Czoch ”Na szlaku pracy  wychowawczej”

Rajbrot w 1894 r wg ks Jana Kantego Duszyńskiego

W roku 1894 ksiądz Duszyński Jan (rajbrocki proboszcz w latach 1880-1905) popełnił artykuł do krakowskiej gazety przedstawiający ówczesną wersję historii parafii Rajbrot. Ksiądz Duszyński to bardzo ciekawa postać, ale to już na inną opowieść... 

 
RAJBROT (Raibród). Wieś w powiecie bocheńskim. Skreślił według źródeł prawdziwych X. Duszyński, miejscowy proboszcz. 

Gmina Rajbrot jest osadą tatarską z pierwszych napadów na Polskę, bo już za Bolesława Wstydliwego. Tuż na granicy Rajbrota sterczy na górze skała wielkiego rozmiaru, poprzecinana spodem w różnorodne zygzaki. Ma to być skamieniały obóz tatarski. Przedstawia on malowniczy obraz, zwłaszcza w lecie, w dniu pogodnym. Na tę skałę prowadzą dzieci szkolne, sprawiając im majówkę. Na szkarpie wśród skarłowaciałych sośniaków ozdobionej chorągiewką usiadają muzykanci i grają od ucha, a na rozłożystym szczycie skały tatar¬ skiej tańczy 50 par dzieciaków. W początku trzynastego wieku straszna nawała Tatarów pod dowództwem hana Burdonaja zalała całą Ruś i zmusiła książąt ruskich do połączenia się z nimi do wyprawy na Kraków. Tu poczyniła ta dzicz prawdziwa straszne zniszczenie. Oddział Burdonaja, uchodząc z licznym łupem z kraju, spoczął na jednej z gór otaczających dzisiejszy Rajbrot. Okolony naturalnym wąwozem, spodziewał się, źe spokojnie przenocuje, by rankiem ruszyć za Wisłę. Czując się bezpiecznym, pozwolił dowódca swoim Tatarom używać wywczasu. Rozpalono ognie, pieczono koninę, dojono kobyły. Wtem z pierwszym dnia brzaskiem posłyszano tentent kopyt końskich, a nim się zmiarkowali Tatarzy, już byli obsaczeni przez rycerską szlachtę, która, zebrawszy się kolo Krakowa, ruszyła w pogoń, by pomścić swej krzywdy, odebrać zabrane w niewolę kobiety i wiele dobytku.
Zbudzony ze snu han, powiadomiony o niebezpieczeństwie, zaklął straszliwie na Boga chrześcijańskiego, a zawoławszy Ałłach: skamieniał w tej chwili ze wszystkimi Tatarami, wzięci zaś w niewolę wyznawcy Chrystusa pozostali przy życiu i wrócili do swoich zagród.
Lecz wracam do początku osady. Gmina Rajbrot, jak to na wstępie powiedziałem, jest osadą tatarską, położoną wzdłuż rzeczki, mającej tu swój początek, zwanej mylnie „Uszwicą“ od wsi Uszew, którą w dalszym biegu przepływa. Cała okolica tutejsza, gdzie obecnie: Lipnica murowana, Królówka, Rajbrot, Wojakowa, Iwkowa — gęstemi niegdyś pokryta lasami: dębiny, buczyny, sosny i jodły — była własnością dóbr królewskich, w których też od czasu do czasu odbywały się łowy na grubego zwierza. Dzierżawcy zaś tych dóbr miasto czynszu mieli obowiązek dostarczać karmy dla psów dworskich, a ich dworki schronienia dla myśliwych królewskich. Była to prawdziwa, dawniejsza Syberya bezludna. W dworku trzymano najemnych pachołków lub wziętych przemocą w niewolę. Nadawała się przeto ta okolica na osadę jeńców wojennych do zaludnienia.
W roku 1241, gdy na wieść o śmierci Ogodoja Tatarzy w zamieszaniu wracali coprędzej z bogatym łupem zabranym w Polsce, by się przeprawić za Wołgę, zebrali się nasi rycerze w pogoń za tą dziczą — napadli rozłożonych nad Wisłą około Niepołomic, pobili, łup odebrali i wzięli kilka tysięcy tej dziczy do niewoli. Królewską cześć zdobyczy przeszło 400tu Tatarów wraz z niektoremi kobietami postanowiono tu osiedlić w lasach królewskich, w celu założenia osady choć z cudzoziemców, bo ze swoich żaden chłop tu nie chciał siedzieć, choć mu dawano i ziemi i lasu i pastwisk, ileby tylko zechciał za darmo.
Wziętych w niewolę Tatarów przypędzono tu pod dowództwem sługi królewskiego nad rzeczkę, która podówczas wezbrana przedstawiała trudność do przebycia. Oglądano się za człowiekiem tutejszym, któryby wskazał bezpieczne miejsce przeprawy, lecz daremnie. Puszczono przeto naprzód kilku Tatarów, by ci zmiarkowali głębokość wody; a gdy ci przebrnęli, nawoływali swoim językiem, aby jechać za nimi. Dowódca eskortujący, Polak, nie rozumiejąc języka tatarskiego, pytał się tłómacza: „co on mówi?“ Tłómacz odpowiada: „rai (radzi) w bród“ — i stąd nazwa wsi: Raibród — dziś powszechnie Rajbrot zwanej.
Osadzeni tu w ten sposób Tatarzy pod nadzorem kilku zbrojnych sług królewskich mieli obowiązek korczyć lasy, budować sobie domy i uprawiać rolę. Błogosławiona królowa Kinga kazała tu wystawić w r. 1263 kościół z modrzewia, który podziś dzień istnieje jako kościół parafialny; przysłała też dwóch księży katolickich, którzy mieli osadzonych tu Tatarów uczyć prawd wiary i chrzcić. Lecz praca z tą dziką ludnością musiała być znojna. Tatarzy, przywykli do wolności, nie chcieli słuchać nauk czarnych księży, nie chcieli korczyć lasów, rąbać drzewa, stawiać domów, uprawiać roli, lecz skleciwszy naprędce jaki taki szałas, woleli wychodzić na łowy. A gdy zwierza podówczas było podostatkiem, mogli zaspokoić swoje potrzeby pożywienia bez ciężkiej pracy; na okrycie zaś wystarczała skóra z ubitego wilka lub niedźwiedzia.
Otaczano jednakże zawsze tutejszą ludność opieką duchowną. Od r. 1263 mieli tu nieprzerwanie kapłana katolickiego, a metryki rzadkie przechowują tu jeszcze z r. 1681 pismem kurzywnem kreślone przez ówczesnego plebana Szymona Swierczewicza. Ale zamiłowanie, swoboda, chęć rabunku i zdobyczy, życia próżniaczego choćby głodnego, niedowierza- nie obcym, nieznoszenie jakiejkolwiek władzy — chyba hana, któryby w oporze bez sądu łeb uciął, te przywary zrosły się już z krwią rodową, która mimo krzyżowania się przebija po dziś dzień w pokoleniu. Ciekawe też tu można spostrzedz okazy kształtu twarzy, ruchów, ciekawe i nazwiska pojedynczych, które dotąd mają.
Urodzony w sąsiedniej Królówce wieszcz nasz Kazimierz Brodziński roku 1791 często przechodzić musiał już jako chłopiec około skamieniałego obozu tatarskiego, zdążając do jedynej podówczas szkółki w Lipnicy murowanej, gdzie jego ojciec mieszkał, dzierżawiąc dobra królewskie: Lipnicę murowaną, Rajbrot i Królówkę. Macocha zaś jego gospodarowała w Królówce. Później, gdy podrósł, przybywając ze szkół na wakacye, często — jak sam pisze — przesiadywał na tej skale tatarskiej, podziwiając cudną przyrodę. Tu dumał i spisywał sielanki. Umarł w Dreźnie 1835 r.
Czytałem gdzieś, dawno już temu, spisane własnoręcznie wspomnienia z młodości Kazimierza Brodzińskiego, w których krótki ustęp poświęca Rajbrotowi podobnoć z r. 1812, w którym tu przebywał, odwiedzając swoją macochę, która miała być bardzo złośliwa i wiele od niej przykrości znosić musiał, bo i ojciec się jej bał i gdy krzyk jej posłyszał, umykał jak najdalej, by mu się też co nie oberwało. Otóż ten poeta nasz wspomina, iż mu się Rajbrot (a pisze Raibród) jako wioska podoba. Chaty dymne, po obydwu stronach przepływającej rzeczki położone wyglądają jak gniazda jaskółcze, poprzyczepiane do gór w przekrojach, lecz lud tutejszy nie przypada mu do smaku. Mówi, iż nieraz chciał się zbliżyć do ludzi tutejszych i pomówić z nimi, ale nie przyszło mu to łatwo, bo chłop tutejszy, zagadnięty przez niego, z niedowierzaniem spoglądał i Uchodził, nie odpowiadając nawet na pytanie. Kobiety się zaś nawet po za domem nie pokazywały, tylko w potrzebie koniecznej, że zamiłowanie swobody, wstręt do ciężkiej pracy, nieznoszenie rozporządzeń władzy przeszło nawet w tegowieczne pokolenie tutejszej ludności, dowodzi ciekawie opisane zdarzenie z r. 1837 w parafialnej księdze pamiątkowej (liber memorabilium). Ówczesny proboszcz od r. 1832 do 1841 ś. p. X. Wincenty Katarzyński, kapłan wzorowy i mąż energiczny, dbający o moralne i materyalne dobro swych parafian, tak opisuje zaburzenia ówczesne: „R. 1837 in Decembri (w grudniu). Już w r. 1700 (vide in metricis antiąuis) parafianie zbuntowali się, aby mesznego nie oddawać X. plebanowi, aby byli karani etc. W r. 1873 przez urlopników tak się zbuntowali, że trudno opisać.
1° Najprzód mnie, żem nie dał ślubu w niedzielę, wielkie obelgi porobili i ja jak największe zelżywości z całym domem wycierpiałem. A jakże ja miał dać ślub w niedzielę, kiedy już po nabożeństwie przyszli do kościoła wszyscy weselnicy pijani, dający innym zgorszenie — musiałem ich zaskarżyć do cyrkułu i buntownicy jedni odsiedzieli w kryminale, drudzy przy wojsku.
2° Nie dali żadnemu tak swojemu jak obcemu przez Rajbrot przechodzącemu pokoju, tylko bili, łańcuchy od wozów odpinali i zabierali, jeden drugiemu okna wybijał, że zgroza było widzieć i słyszeć. Trudno opisać.
4° Na pana Kollatora Pantaleona de Ursko Dunikowskiego także się zbuntowali tak, że przez dwa lata najmniejszej roboty robić nie chcieli, ani ciągłej, ani pieszej, ani komornych dni nie odrabiali, nawet tym, którzy z ochoty szli do roboty, na drodze zastępowali, bili i śmiercią im zagrażali.
Cóż się nie dzieje? Subordynacya (posłuszeństwo) być musi, buntowników ukarać trzeba i stało się. Dominium (za bytności sędziego p. Jędrzejowskiego) sprowadziło wojsko różne na egzekucyę, z której nastąpiła bieda. Prawda, że mieli napomnienie cyrkularne. Mieli i zapowiedzenie, w który dzień przyjdzie wojsko. Ale oni napomnienia cyrkularne mieli sobie za nic. Aż tu ujrzano z góry, że idzie i jedzie wojsko. Wtedy wszyscy coprędzej z chałup pouciekali do lasów, zabrawszy bydło i co mogli naprędce.
Było to w niedzielę ostatnią po Świątkach r. 1837 i tak się stało z Rajbrotem, jak opisane w Ewangielii na tę niedzielę, ino żem jej nie miał komu czytać, bo oprócz mnie, organisty i gróbarza nikogo w kościele nie było. Te wojska stały tu przez trzy miesiące i zniszczły zupełnie parafian, zniszczyły pana dziedzica, bo dawał stół oficerom, a zniszczyły i mnie, bom dawał nieraz przepitek, a nie miałem zaś żadnych dochodów od zubożałych parafian, którzy też i do gęby włożyć co nie mieli.

Tak pisze ś. p. X. Katarzyński, ówczesny pleban miejscowy. Po odejściu wojska poczęli ludzie ściągać z gór i lasów do swoich szałasów, lecz nie znajdując w nich ani ziemniaka do pożywienia, zajęli się przemysłem żebraniny i kradzieży po wsiach postronnych. Nie opuścił jednakże swoich parafian pasterz dobry ś. p X. Katarzyński, ale pragnąc ich dobra moralnego i materyalnego, nawoływał do pracy i posłuszeństwa władzy, a poznawszy, iż drzewa owocowe nie źle się tu udają, postanowił zmusić niejako gnuśnych osadników do sadzenia śliwiny, jabłoni a osobliwiej orzechów, które się tu dobrze udają.
Sam też posprowadzał rozsady i porozdawał ludziom, a następnie uczył rozmnarzać z na¬ sienia i uszlachetniać. Niektórzy posadzili latorośle, odebrane od plebana, inni spalili na nalepie z oburzeniem na księdza, który i drzewinę sadzić kazuje, kiedy przecie Pan Bóg lepiej sieje i nie potrzebuje, żeby mu ludzie pomagali. Bolało to X. Wincentego, lecz nie zraziło. Wiedząc o tem, iż starych już nie nagnie, wziął się do pokolenia młodszego.
Zapowiedział z ambony, iż każdy młodzieniec, który zamyśla się żenić, musi wprzód zasadzić w swojem polu koło domu przynajmniej 20 drzewek owocowych troskliwie tak, by się przyjęły, bo inaczej ślubu nie da. Po zgłoszeniu się nowożeńców, szedł X. Wincenty na miejsce ich osady, by sprawdzić, czy drzewka owocowe zasadzone i czy się przyjęły. W ten sposób zniewolił niejako tutejszych mieszkańców do pracy nad własnem dobrem. Z początku było dosyć krzyku, na księdza, lecz z czasem, gdy ujrzano owoce choć lichej pracy, jęli się i inni bez przymusu do sadzenia drzew owocowych i dziś niejeden gospodarz tutejszy, gdy sady szczęśliwie obrodzą, zbierze w jesieni za śliwy 50, 100 a nawet 150 złr.
Przemyślny też tutejszy izraelita Elias Neuman, poznawszy, iż można zrobić interes, urządził gorzelnię śliwowicy, która mu się dobrze opłaca. Już na przednówku daje zadatki, zakupuje całe sady, jesienią zwozi śliwy i pędzi śliwowicę czystą, koszerną. Jest to jedyna fabryka prawdziwej śliwowicy w Austryi. Lecz z drugiej strony trzeba przyznać, iż śliwowica tutejsza to jedyny czysty spirytus naturalny, uzyskany ze śliw, który po odleżeniu lat kilku jest pewnie lepszy niż wszelkie koniaki, fabrykowane pod rozmaitemi firmami. Ale wracam do r. 1837, w którym zrujnowani tutejsi włościanie, następnie przy nawoływaniu plebana i jakiej takiej pracy poczęli się dźwigać z nędzy i użebranemi ziemniakami obsadzać swoje grunta. Lecz nowe nieszczęście nawiedziło tutejszą gminę. W r. 1841 5 lipca straszna burza powietrzna nad Rajbrotem. Po gwałtownej ulewie wśród piorunów padał przez godzinę nieznanej wielkości grad, który nie tylko powybijał wszystkie okna w kościele, plebanii i osadach, poobrywał drzewa z konarów, lecz zniszczył zupełnie wszelkie plony; ziemi nawet rodzajnej całą warstwę spłókał i uniósł do potoka, pozostawiając tylko nagą żółtą glinkę. W roku tym umarł też X. Wincenty Katarzyński ze zmartwienia.
Nowomianowany pleban ś. p. X. Teofil Jaworski, kapłan wszechstronnie wykształcony, pełen czułości serca, przybył tu w tym samym roku z Tarnowa, gdzie spełniał obowiązki wikarego katedralnego, a był przedtem kierownikiem duchownym zakładu głuchoniemych we Lwowie. Przywiózł też tu ze sobą dwóch chłopców głuchoniemych, wyuczonych w zakładzie czytać i pisać oraz rozmawiać mimiką. O dalszym losie tych chłopców nie umiem nic powiedzieć. Krótkie pamiętniki tutejszej parafii spisuje X. Teofil Jaworski w języku łacińskim. Z nich dowiadujemy się, iż r. 1846 w miejscowości tutejszej nie przeszedł także bez skazy. W Rajbrocie wprawdzie nie było nigdy, ani nie ma dworku szlacheckiego, ale dwór państwa Dunikowskich, właścicieli sąsiedniej Wojakowej i Rajbrota, stał się pastwą rabunku dziczy.
Nastaje straszny rok głodu i moru 1847, w którym w samym Rajbrocie zapisanych jest 944 ludzi zmarłych na tyfus głodowy. Gmina Rajbrot liczyła podówczas przeszło 3.000 dusz katolickich. Od tego czasu nie może się jakoś z powodu nędzy rozmnożyć do tej liczby. Obecnie liczy 2200 dusz. O losach następnych tej ludności piszę w pamiętnikach parafialnych, które może odkreśli mój następca.